A diary from last month. Lipiec


Każdy miesiąc ma swój zapach i smak.

Lipiec pachnie lipami i smakuje jagodziankami. W ogrodzie mamy dwie olbrzymie, stare lipy. Kiedy zaczynają kwitnąć, po całej okolicy rozchodzi się ich słodki zapach. Wieczorami jest on jeszcze intensywniejszy. Kiedy drzewa są w pełnym rozkwicie, pachnie tak mocno, że aż ciężko wytrzymać. Wiem, że brzmi to nierealnie, ale czasami musimy w sypialni przez to przymykać okna. Ta ilość kwiatów to raj dla owadów i w okresie kwitnienia wokół drzew wszystko bzyczy i jest wręcz głośno. Za to jak od upału pękają i spadają kuleczki to dźwięk jest tak intensywny, że ma się wrażenie, że pada deszcz i uderza o szyby. W takim okresie najgorszą rzeczą jaką można zrobić, to zostawić samochód pod lipą J. Uschnięte kwiaty czy te kuleczki zwane orzeszkami potrafią zatkać każdy otwór czy szczelinę. Wyczyszczenie z tego jest prawie niemożliwe. Po pierwszych nocnych przymrozkach, kiedy z tych dwóch gigantycznych drzew spadną liście, to pracy przy grabieniu jest na wiele, wiele godzin. 

Nasze stare lipy potrafią dać się nam we znaki, ale uwielbiam je. Ten widok z sypialni na gałęzie wchodzące nam prawie na okno i możliwość obserwowania zmieniającego się zgodnie z porami roku drzewa, to taki stały i ważny element mojego życia.



Lipiec smakował jagodziankami. Cieszę się z tej mody, bo poziom tych bułeczek jest bardzo wysoki (wśród tych, które jadłam). Dlaczego piszę o modzie? Jagodzianki latem były zawsze bardzo popularne i powszechne. Nad morzem to był prawie stały element plażowania. Miały lekko wrzecionowaty kształt i sowicie polane były lukrem. Lepiące ręce po jedzeniu płukało się w morzu. Teraz kusi jagodziankami prawie każda piekarnia czy cukiernia. Odbywają się konkursy na najlepszą jagodziankę w mieście, mamy już Dzień Jagodzianki i "ekspertów" od tego jak ma wyglądać i smakować ta idealna. Jest moda, jest popyt i jest szaleństwo cenowe. Jagodzianki, które jadłam w lipcu kosztowały od 20 do 30 złotych. Były naprawdę pyszne, ale też niesamowicie drogie. Rozumiem, że jest inflacja, rozumiem, że koszty ich wykonania są wysokie (prąd, czynsz, podatki, pensja pracowników...), ale i tak mam wrażenie, że cena jest wyśrubowana ze względu na modę. Opracowując ostatni przepis na jagodzianki (takie z niepożałowanych składników) wyliczyłam koszt produktów do jednej jagodzianki i wyniósł on...2,65 zł.! Tak, 2,65 zł. Wszystkie produkty kupiłam na targu i w zwykłym sklepie czyli nie były to ceny hurtowe. W moich jagodziankach jest bardzo dużo jagód, żółtek i klarowanego masła. Przepis jest na blogu, więc możecie piec i cieszyć się swoimi, pysznymi i tanimi. 
Pisząc to wszystko, nie chcę narzekać na piekarzy i cukierników, bo sama kupuję takie drogie jagodzianki, ale przyznaję, że kupuję teraz jedną i zjadamy ją razem na spółkę. 
W tym roku przetestowałam kilka jagodzianek z nowych miejsc. Nawet jak znałam te miejsca wcześniej, to nie jadłam w nich tych jagodowych bułeczek. 
Jagodzianki z trójmiejskich cukierni były pyszne. Jedliśmy w Must Bake i w Le Delice. W tej drugiej jagodzianka była dodatkowo polana lukrem i jak dla mnie mogłoby go nie być. Ja jestem z opcji "dużo kruszonki" i ewentualnie cukier puder. Dobre jagodzianki pieką w Trójmieście. Jeszcze wiele miejsc przede mną do przetestowania.

Któregoś dnia dostałam wiadomość od D.: jesteście w domu? No niestety, nie było nas. Jak wróciłam z pracy na furtce wisiały w torbie jagodzianki z pracowni cukierniczej Panna. To była cudowna niespodzianka. A jaka pyszna. 

Prawie pod domem mam od pewnego czasu pracownię cukierniczą "Blacha". Przechodziłam koło niej dziesiątki razy, ale albo było zamknięte albo gdzieś pędziłam. Niedawno w końcu mi się udało. Weszłam i zakochałam się w zapachu tego miejsca: masła i ciasta drożdżowego. Wygląd wypieków był bardzo kuszący. Na pierwsze testy wzięłam jagodziankę. Była pyszna. Z rewelacyjną kruszonką, której... można dostać dodatkową porcję gratis. Świetny pomysł.
Niedługo napiszę Wam więcej o tym fajnym miejscu.

Wszystkie jedzone przeze mnie ostatnio kupne jagodzianki miały wspólne cechy: cienkie, wilgotne ciasto, sporo nadzienia z wyczuwalną kwaskowatością jagód i wierzch pokryty kruszonką. To w jagodziankach lubię.

A ja Was namawiam do samodzielnych wypieków jagodzianek póki sezon na te owoce trwa. Na blogu znajdziecie sporo przepisów. Wszystkie sprawdzone, wszystkie wielokrotnie przetestowane. Wszystkie godne polecenia. 
Do Was należy wybór.

Link do najnowszego przepisu na jagodzianki znajdziecie TUTAJ. 
Przepis na jagodzianki, które piekłam w Finlandii znajdziecie TUTAJ
Na duńskie jagodzianki z marcepanem TUTAJ
Na jagodzianki z kruszonką z ciasta, do którego dodałam palone masło TUTAJ
Na jagodzianki z kruszonką z palonego masła TUTAJ
Na jagodzianki z dodatkiem twarogi TUTAJ.

Must Bake
ul. Mysłowicka 20, Gdynia
ul. Kolberga 9, Sopot
ul. Śląska 12, Gdańsk
czynne w zależności od lokalizacji od 8.00 - 9.00 do 16.00 - 18.00

Le Delice
Partyzantów 9/2, Gdańsk
czynne od 9.00 do 19.00

Panna
 Pracownia cukiernicza
 Kwiatowa 25, Warszawa
czynne od 8.00 (9.00 w weekendy) do 20.00

Madame Bread 

Piekarnia Rzemieślnicza

czynne od 7.30 do 19.00 (oprócz niedziel)

Blacha
Pracownia wypieków
Jana Kasprowicza 48, Warszawa
czynne od 9.00 (12.00) do 17.00 (18.00) w zależności od dnia
Nieczynne od poniedziałku do środy

1, 2 jagodzianka z pracowni cukierniczej Blacha // 3, 4 jagodzianki z Panny

1, 2 jagodzianka z Le Delice / 3, 4 jagodzianka z Must Bake

W tym roku na działce mamy obfitość jagód

1 jagodzianka z piekarni Dej - warszawskiej zeszłorocznej zwyciężczyni rankingu jagodziankowego. Mam wrażenie, że w tym roku zmodyfikowano przepis i... zdecydowanie wolę te tegoroczne. // 2 w trójmiejskiej cukierni Must Bake // 3 W Le Delice // 4 pyszna jagodzianka z Blachy

1 świeżo zebrane - będą jagodzianki // 2 jagodzianki z mojego, nowego przepisu - jestem z niego dumna // 3, 4 mocno maślane z serem i jagodami - ten świetny przepis też znajdziecie na blogu

Kozie sery z Żambon Fromaż - piękne i rewelacyjne

Jestem wielką miłośniczką serów. Szczególnie tych od małych wytwórców, z surowego mleka, kupowanych w specjalistycznych sklepikach, od producentów i na targach. Podróże do takich krajów jak Francja, Szwajcaria czy Włochy są dla mnie dodatkowo ekscytujące ze względu na wybór i dostęp do niezwykłych serów. Sery z tych krajów kupowane w naszych supermarketach niestety nie smakują tak jak na miejscu. Oczywiście nie mając wyboru kupuję je również tam. Z wielkim entuzjazmem witam każdy nowo otwierany specjalistyczny sklep. 
Takim sklepem, w którym przepadam na całego jest warszawski Żambon Fromage. Mały, prowadzony przez właściciela (Francuza), z wyborem serów z różnych regionów, z różnego rodzaju mleka, różnego typu. Można porozmawiać, popróbować i świadomie dokonać zakupu, mając pewność, że pieniądze, które wydajemy są na produkty, które nam smakują. 
Można tam kupić między innymi sery alpage czyli wyprodukowe w okresie letnim, kiedy krowy  spędzają czas na pastwiskach. Mleko ma wtedy inny, bogatszy smak i czuć to w smaku sera. Oprócz serów z różnych francuskich regionów, można kupić tam kilka szwajcarskich. Dostaniecie tam naprawdę niezwykłe sery.

Żambon Fromaż
Jarosława Dąbrowskiego 1, Warszawa
czynne od 12.00 do 19.00
zamknięte w poniedziałki i niedziele
Nieczynne do 15 sierpnia z powodu urlopu

Żambon Fromaż // 2, 3, 4 wybór serów w Żambon Fromaż

1 rowerem do innego ulubionego sklepu ze świeżymi serami Bianca Mozzarella. Bardzo podoba mi się ich podejście do zero waste. Oddając dziesięć słoików po ich produktach, otrzymuje się ich jeden ser gratis. Wyobrażacie sobie jak dzwoniłam słoikami jadąc przez miasto :-) // 2, 3, 4 wybór serów w Żambon Fromaż

1 mała przerwa w ciągu dnia w Paloma Inn // 2 jemy i jedziemy dalej // 3 "faux gras" wegańskie smarowidło z nerkowców, trufli, koniaku i miso // 4 brioszka z matjasem

Paloma Inn
ul. Hoża 58/60 Wejście od, Poznańskiej, Warszawa
czynne od 16.00 do 00.00. W weekendy od 12.00 do 00.00


1, 2 Blacha - pracownia cukiernicza // 3, 4 Must Bake - cukiernia w Gdańsku

Rzadko stołujemy się "na mieście" w naszej nadmorskiej osadzie. Co innego, kiedy jeździmy na wycieczki po okolicy. Przy okazji wyjazdów do Trójmiasta oprócz zakupów, lubimy przetestować jakieś nowe miejsce albo wrócić do lubianego już nam znanego. Czemu nie jadamy w naszej osadzie? Mamy w domku dobrze wyposażoną kuchnię, lubię gotować i piec i większą przyjemność sprawia mi nakrycie stołu i posiłek na tarasie niż w okolicznym barze. Czasami jednak to robimy. Przeważnie tuż przed późnym wyjazdem do domu, kiedy samochód jest już spakowany, dom wysprzątany i wolimy zjeść na miejscu niż gdzieś w trasie na stacji benzynowej. 

1 te bajgle były naprawdę dobre, szczególnie mój w wersji wegetariańskiej // 2 naszło nas na pierogi przed wyjazdem // 3 jeszcze małe, rybne zakupy przed wyjazdem // 4 nadmorskie, domowe wypieki - obowiązkowo duuużo kruszonki

Kto już jest tu ze mną na blogu od pewnego czasu, ten wie, że jestem miłośniczką pikników. Wyniosłam z domu praktykę piknikowania i zaszczepiłam w rodzinie miłość do tego typu posiłków. Kiedy rzucam hasło z pomysłem na weekend: piknik, to spotyka się to z pełną aprobatą rodziny. Wtedy zostaje wspólny wybór miejsca i opracowanie menu. Uwielbiam to. W tym roku w czasie jednego z wyjazdów kupiłam trochę nowej zastawy z przeznaczeniem na pikniki i cieszę się bardzo ich nowym kolorem i funkcjonalnością. Lubię to kompletowanie rzeczy z różnych firm, które mają wspólny mianownik - na przykład kolor. Mieszanie starego i nowego. W najbliższym czasie nasze pikniki będą w odcieniu duck egg.

Piknikujemy

1 w taki gorący dzień najważniejsze są zimne napoje w dużej ilości // 2 będą też sery od ostatnio ulubionego serowara // 3 sery i warzywa to główne składniki naszych piknikowych dań // 4 możemy jeść

1 piknik zapowiada się na wiele godzin, więc możemy wypić i po kieliszku bąbelków // 2 kuchnia wybitnie sezonowa // 3 smak tych serów... // 4 to danie z ricotty i prażonego czosnku jest tak proste i pyszne...

1 bardzo lubię ten kształt kieliszków - te docelowo trafią do naszego domku nad morzem // 2 fasolka i nektarynki - połączenie idealne // 3 z przyjemnością pakowałam dzieciom resztki tej tarty - bardzo im smakowała // 4 czereśnie - jedne z najlepszych letnich owoców

1 różowa lemoniada, różowy szampan i różowe kwiaty // 2 letnia uczta na łonie natury // 3 za piękny dzień // 4 do serów obowiązkowo miód truflowy - uwielbiam to połączenie

1 smak duszonej, młodej marchewki w tej tarcie jest wspaniały // 2 lekko marynowane czereśnie i buratta - wspaniałe połączenie // 3 letni stół // 4 zaszalałam ;-) i wzięłam na piknik starą paterę na czereśnie

1, 2, 3, 4 idealny letni deser na gorące dni - pannacotta i galaretka

Golden hour

To światło...

1 popołudniowe przyjemności - kawa i książka // 2 piknik z widokiem na rzekę Liwiec // 3 kończy się dzień - czas wracać do domu // światło kończącego się dnia

Piknik w drodze jest dobrą alternatywą dla posiłku w trasie na stacji benzynowej czy w przydrożnej knajpce. Któregoś piątku miałam do południa zaplanowane różne badania, do których miałam być na czczo, a po nich mieliśmy ruszyć w drogę nad morze. Zaplanowaliśmy sobie w tej sytuacji piknik w trasie - takie późne śniadanie gdzieś na łonie natury. Odbiliśmy tylko kawałek od drogi ekspresowej i znaleźliśmy się w idyllicznej, sielskiej scenerii dla naszego posiłku. Lato sprzyja takim pomysłom.

Śniadanie na trawie

1 reszta serów z lodówki, trochę warzyw, jedna jagodzianka z dobrej piekarni i pieczywo na zakwasie - niby nic, a mieliśmy ucztę // 2 sery i kawa muszą być // 3 wolisz bagietkę czy chleb na zakwasie // 4 z tej reszty chleba zrobimy coś na drugi dzień - dobry chleb nie może się zmarnować

1 jak ta skórka chrupała // 2 jestem wręcz uzależniona od oliwy truflowej // 3 ze słońcem na skórze // 4 letnie przyjemności

Te pyszne sery wybrały się na wycieczkę ;-)

1 jak ja dawno nie widziałam stracha na wróble na polu // 2 jagodzianka z Madame Bread // 3 chleby na zakwasie z Madame Bread // 4 warzywa prosto z targu

Nie przestanę zachwycać się zakupami owocowo warzywnymi o tej porze roku. Uwielbiam wstać wcześnie rano w sobotę, żeby pojechać na targ czy do gospodarstwa rolniczego, żeby jeszcze przed tłumami i upałem zrobić zakupy. Wszystko wtedy jest jeszcze takie świeże, jędrne i kuszące. Sprzyja to prostemu, szybkiemu i zdrowemu gotowaniu. Zapełniam kosze i wracam do domu szczęśliwa, takim prostym, nieskomplikowanym szczęściem z życia.

Trochę ziół, trochę sałat. Dużo szczęścia.

1 te młode sałat mogę jeść codziennie // 2, 3 wszelkie cykoriowate warzywa smakują mi bardziej jesienią niż latem // 4 ile w tych małych buraczkach jest słodyczy

1, 2 nowości, które czekają na spróbowanie // 3 lato w dzieciństwie smakowało dla mnie kukurydzą w kolbach // 4 karczochy są piekne

1 tę siatkę da się rozciągać prawie w nieskończoność ;-) // 2, 3 coraz więcej kwiatów w mojej kuchni // 4 biorę

Ulubione: różnorodne, niedoskonałe, takie prawdziwe

1 rwanie porzeczek prosto z krzaka to dla mnie pełnia szczęścia // 2 idealne ciasto letnie // 3 na targu // 4 beza z porzeczkami to idealne połączenie kwaśnego i słodkiego

1 w dzieciństwie jadaliśmy dużo kalarepek - na surowo i duszoną z młodą marchewką // 2 biorę wszystkie // 3 scenka z sobotniego poranka // 4 ile tutaj jest dobroci

1 czereśnie od ulubionego sprzedawcy // 2 pomidorowe zakupy przed wyjazdem na wakacje // 3 wstrzymam się z zakupami jagód, bo przywiozłam sporo znad morza // 4 czarne porzeczki - uwielbiam ten ich charakterystyczny smak

Truskawki nad morzem są droższe niż na moim targu, ale nie ma lepszych niż kaszubskie

1 targowe smaczki - stojąc w kolejce można poczytać gazetę ;-) // 2 fasolka - kolejne ukochane, letnie warzywo // 3 i jeszcze maliny dla niego // 4 znowu pełne kosze

1, 2, 3, 4 na sopockim straganie

To samotne drzewo jest dla mnie symbolem naszych nadmorskich pobytów. Mijamy je przyjeżdżając i wyjeżdżając z naszej nadmorskiej osady. Robię mu dużo zdjęć i każde jest inne. Odmienne światło, różnorodne niebo, zmienne pory roku i uprawy. Kiedyś zrobię kolaż z tych zdjęć. To drzewo, to tak naprawdę trzy drzewa rosnące razem. Tylko raz poszłam je zobaczyć z bliska, kiedy wokół było rżysko (te poranione nogi wspominam do tej pory). Żadna droga do niego nie prowadzi, a ja nigdy nie wchodzę w uprawy. 
Taką kępę drzew nazywa się remizą. To niewielki powierzchniowo teren (zazwyczaj w otoczeniu pól i łąk), porośnięty drzewami, krzewami i inną roślinnością. Zapewnia on zwierzętom i owadom dziko żyjącym korzystne warunki żerowe i lęgowe. Takie remizy mogą powstawać samoczynnie lub mogą być zakładane przez ludzi. To "moje" samotne drzewo to tak naprawdę remiza, ale... dla mnie będzie już zawsze samotnym drzewem. 

Nadszedł czas żniw

1, 2, 3, 4 każdego dnia wygląda inaczej

Remiza czy samotne drzewo?

W połowie lipca wybraliśmy się na weekend do Trójmiasta z rowerami. Ilekroć tam jesteśmy, to myślimy jak fajnie byłoby się przemieszczać po tamtejszych terenach na rowerze. W planach mamy dłuższy pobyt rowerowy, ale i tak fajnie, że udało nam się spędzić tak trzy dni. Ścieżki rowerowe w Trójmieście są wspaniałe. Można przemieszczać się pomiędzy wszystkimi trzema miastami, a ścieżka nadmorska to już sama przyjemność z jazdy. Co prawda w sezonie jest dość zatłoczona, ale i tak jazda na rowerze z widokiem na morze jest cudowna. Zanim dojechaliśmy do Trójmiasta, wpadł nam do głowy pomysł, żeby zatrzymać się na Wyspie Sobieszewskiej i dojechać na rowerach do ujścia Wisły do morza. Zaczęło się pięknie, chociaż może nie bardzo komfortowo. Droga wiodła wzdłuż rzeki po ziemno kamienistej drodze. Po 2-3 kilometrach zaczął się piach. Nie dało się jechać, więc zaczęliśmy prowadzić rowery. Spotkaliśmy parę innych rowerzystów, którzy wyglądali na ledwo żywych. Pchanie rowerów po tak głębokim piachu nie było łatwe, ale nie chcieliśmy się poddawać. W końcu perspektywa widoku rzeki wpadającej do morza była bardzo kusząca. Po kolejnym kilometrze pchania rowerów, chcieliśmy się poddać, ale znaleźliśmy drogę kamienną wzdłuż wybetonowanego brzegu rzeki. Droga nie była wygodna i co chwilę straszyły tablice ostrzegające przed wpadnięciem do rzeki, ale przemieszczaliśmy się dalej. Rzeczywiście ze względu na rodzaj wybetonowanego  nabrzeża po wpadnięciu do wody, nie dałoby się wyjść, ale rozmieszczone co parę metrów łańcuchy dawały jakąś nadzieję ;-). Kolejne kilometry przejechaliśmy albo pchaliśmy rowery, ale im byliśmy dalej, tym bardziej nie chcieliśmy się poddawać. Jak został jakiś kilometr do ujścia, droga... skończyła się. Zagrodzona i zarośnięta nie dawała możliwości dojrzenia czegoś. Opodal stała wieża widokowa, więc szybko wspięliśmy się na nią, żeby w końcu coś dojrzeć. Niestety wokół wieży rosły bardzo wysokie krzaki, które zasłaniały cały widok. Wystarczyłoby je trochę przyciąć, żeby wieża spełniała swoje znaczenie, a takto napchaliśmy się rowerów po piachu, żeby obejrzeć... krzaki. Ze względu na mało atrakcyjną drogę do celu postanowiliśmy wrócić inną. I to był nasz błąd. Ta droga powrotna była straszna :-). I dłuższa. Tutaj nie dało się podjechać nawet kawałka. Pchaliśmy rowery po kopnym piachu przez parę kilometrów. Ja już chwilami myślałam, że porzucę rower. Największym moim marzeniem było znowu znaleźć się przy samochodzie i wyruszyć do Sopotu. Może gdybym miała silniejsze ręce, to byłoby łatwiej, ale mój towarzysz ma je bardzo silne i też złorzeczył ;-). Wyspa Sobieszewska nie wryła się w moją pamięć zbyt dobrze, a wręcz stała się naszym "koszmarem" ;-)

Jeszcze nie świadomi co przed nami ;-)

1 wejście numer 1 Gdańsk - warto było to zobaczyć // 2 droga po kamieniach to był prawdziwy luksus ;-) // 3 tu można przeprawić się na drugi brzeg Wisły // 4 dzień ma się ku końcowi, a my jeszcze daleko od samochodu

W drodze powrotnej

Najlepsze truskawki w moim życiu jadłam w Prowansji i nad naszym morzem czyli kaszubskie. Lipiec to pełnia sezonu na te truskawki, więc kupuję je zawsze w czasie pobytów na północy. Lubię zakupy w nowych miejscach. Szukam regionalnych produktów, małych producentów, innych odmian znanych warzyw, małych rzemieślniczych piekarni... W czasie pobytów w Trójmieście czasami chodzimy na śniadania do knajpek, ale lubię też bardzo przygotowywać je sama i podawać na starych naczyniach z sopockiego domu kochanej teściowej. Niektóre są bardzo stare, używane jeszcze przez prababcie i bardzo to doceniam. W mojej rodzinie nie zachowało się wiele starych rzeczy, bo kamienica dziadków została zniszczona w czasie Powstania Warszawskiego, więc stracili praktycznie wszystko. Tym bardziej lubię jeść na tych rodzinnych sopockich pamiątkach.

Kaszubskie truskawki na starym rodzinnym, sopockim talerzu.

1 na rowerze po bagietki i jagodzianki do gdańskiego Must Bake // 2 zakupy na śniadanie zrobione - można wracać // 3 lokalnie, sezonowo, sopocko // 4 zapraszam na śniadanie

1 wracamy z całodziennej wycieczki rowerowej. Jeszcze tylko kąpiel w morzu. // 2 z przyjemnością zagłębiam się w książkę o historii miasta z Sopotem za oknem // lubię ten sopocki dworzec kolejowy // 4 lubię te stare sopockie wille, a tę - rodzinną teściowej najbardziej

1, 2, 3, 4 Gdańsk Wrzeszcz - jedna z najbardziej barwnych dzielnic miasta

Sopot - bardzo lubię ten flamingowy letni ogródek

1, 2, 3, 4 hortensjowo w ogródku Flaming & Co

1, 4 posiłek rowerzystów ;-) - jagodzianka w Le Delice // 2 z albumu o starym Sopocie // 3 Le Delice w Gdańsku

1  z albumu o starym Sopocie - kiedyś do molo przybijały wielkie statki // 2 jagodzianka - nasze codzienne menu ;-) // 3 tęcza z mocą ;-) // 4 pogodę mieliśmy dynamiczną

Ogrodniczka jest ze mnie słaba, ale pełna zapału. Uwielbiam sadzić kwiaty i o nie dbać, ale nie mam spektakularnych efektów w tej dziedzinie. Mimo licznych niepowodzeń podejmuję ciągłe próby. W Holandii kupiłam trochę kłączy dalii, a na miejscu jeszcze więcej. I muszę przyznać, że te holenderskie rosną znacznie lepiej.
Każdy sukces i kwitnąca roślina to dla mnie wielki powód do radości. Uwielbiam kwiaty w domu przez cały rok, ale najbardziej cieszą mnie te prosto z ogrodu. Kiedy miałam atak mszyc spryskiwałam je co rano mieszanką wody, płynu do mycia naczyń i octu i udało mi się je pokonać. Codziennie podlewałam je o 5 rano przy porannej kawie. Popełniłam przy ich sadzeniu jeden błąd. Ułożyłam sobie je wszystkie według ostatecznego wzrostu, żeby z przodu rosły niskie, a w drugim rzędzie te wysokie i ostatecznie posadziłam je... odwrotnie :-) Do tej pory nie wiem jak to zrobiłam! Zbieram doświadczenia i może w kolejnym roku będzie lepiej.

Tuż przed wyjazdem na wakacje ścięliśmy wszystkie rozkwitnięte kwiaty i wzięliśmy je ze sobą. Cieszyły nas nad morzem przez prawie 10 dni. 

Każdy samodzielnie wyhodowany kwiat cieszy podwójnie

1 korzystam z sezonu na peonie do ostatniego dnia // 2 kupiłabym, ale nie zmieści mi się do samochodu :-) // 3 te peonie mają niezwykły kolor // 4 prosto z naszego ogrodu

1, 2, 3, 4 nasze ogrodowe

1, 2, 3, 4 nasze ogrodowe

Kiedy nadeszły pierwsze wieści o tajemniczej chorobie kotów, wzbudziły one nasz niepokój, ale również masę pytań. W takich sytuacjach niewiedza jest najtrudniejsza. Wyszukiwaliśmy informacje, konsultowaliśmy się z weterynarzami, aż w końcu nasz kot (wychodzący tylko do ogrodu) dostał szlaban na spacery. Przez prawie całe swoje życie oprócz domu jego terytorium był ogród i działka nad morzem. Nie mieliśmy problemów z jego ucieczkami, bo po pierwsze mamy dobrze zabezpieczone ogrodzenie, a po drugie nie był on zainteresowany dalszymi wycieczkami. I teraz tego kota zamknęliśmy w domu, a on tego nie rozumiał. Ile było rozpaczliwych jęków i płaczów, dźwięków tak strasznych, że nasz żal przeradzał się w przerażenie (że ten nasz kochany kotek potrafi wydawać dźwięki jak cieląca się krowa). Staraliśmy się zapewnić mu dużo zabawy i rozrywek, ale jego smutek był coraz głębszy. Ta nasza bezsilność i niewiedza były dla nas tak ciężkie jak dla naszego kota zamknięcie. Trwało to trzy tygodnie. Dłużej się nie dało. Pocieszałam się tylko tym, że nasz kot nigdy nie jada mięsa kurcząt, bo nie lubi. Brakowało mi bardzo rzetelnej wiedzy, przepływu informacji i licznych badań zarządzonych przez urzędy do tego powołanych. Właścicieli kotów mam wrażenie, że wzięto na przeczekanie i rozmycie problemu.  

1 w poszukiwaniu rzetelnych informacji // 2 smutny i nieszczęśliwy // 3 chwila relaksu i przyjemności w ulubionym salonie fryzjerskim // 4 album Fashion  - godzina z nim była samą przyjemnością

1 prezenty od syna z drukarki 3 D - magnesy na lodówkę z ukochaną Hygeią i foremka w kształcie konika z Dalarna // 2 cudowny prezent od koleżanki z pracy // 3 przyjemne chwile nad holenderskim serem - fajnie mieć fajne koleżanki w pracy // 4 nie rozumiem za bardzo tego hitu z nadmorskich straganów, ale nie jest najgorszy :-) - przynajmniej nie wydaje dźwięków

1, 2, 3, 4 z wizytą na warszawskim targu staroci

1 weekendowe śniadanie w naszym domu // 2 świętujemy w pracy // 3 przyłapana na uwiecznianiu pysznego tortu // 4 Chanel Paris - Biaritz lubię bardzo na sobie ten zapach wiosną i latem

1 Chanel Coromandel to jedne z moich ulubionych perfum na wieczór -pierwszy raz poczułam je w Paryżu na kobiecie, która czekała koło mnie na przejściu dla pieszych na zmianę świateł. Szłam potem za nią chyba przez kilometr zachwycając się zapachem. W końcu zdobyłam się na odwagę i zapytałam ją czym pachnie :-) Jej reakcja była przemiła. Od tego czasu i ja często pachnę Coromandel // 2 małe - wielkie przyjemności // 3 kolekcja perfum mojej córki i na mnie robi wrażenie :-) // 4 w lubię te moje wizyty w salonie kosmetycznym

1 uwielbiam ten widok - z iloma pięknymi wspomnieniami się wiążę // 2, 3, 4 wybraliśmy się razem na zakupy :-) Mammut to szwajcarska marka odzieży technicznej - moja ulubiona i nie tylko dlatego, że jest szwajcarska ;-) 

Lipiec to miesiąc, w którym świętujemy naszą rocznicę ślubu. Ile to już lat minęło, a my ciągle zmierzamy wspólną drogą. Mamy swoje rytuały celebrowania tego dnia. Wspominamy, wracamy do tamtych chwil i cieszymy się, że mamy siebie. Dobrze iść razem przez życie. 
Wieczór zaplanowaliśmy w hiszpańskiej restauracji na warszawskim Powiślu. To był dobry i pyszny wybór. W pewnym momencie przy stoliku pojawiła się nasza córeczka z bukietem kwiatów dla nas. To była cudowna niespodzianka. 

Tres Toros
Dobra 40, Warszawa
czynna od 12.00 do 21.00 (w poniedziałki) - w inne dni dłuższe godziny zamknięcia

Bąbelki za nas

Warszawa nocą. Poszaleliśmy ;-)

1 na ten wieczór wybrałam czerwoną jedwabną sukienkę // 2 ile to już lat... // 3 jak ja lubię te kieliszki // 4 wypiliśmy całą butelkę?

W tańcu
1, 2 hiszpańskie specjały w Tres Toros // 3 Tres Toros // 4 celebrujemy

1, 2, 3, 4 ucztujemy

Nie zapomnę tego zaskoczenia, kiedy przy stoliku nagle pojawiła się córeczka z kwiatami dla nas

1, 2, 3, 4 bukiet od córki

Od pewnego czasu rozmyślałam nad prezentem na rocznicę ślubu dla mojego męża. Lubię mu robić niespodzianki i czymś zaskoczyć. Gdzieś w maju wpadł mi do głowy pomysł, żeby opublikować w formie książki wszystkie dotychczas napisane "A diary from last month". Mój mąż zawsze mi powtarza jak lubi je czytać, jakie to jest utrwalanie naszego życia, ile razy się wzruszył przy czytaniu... Kiedy to jest zapisane na blogu, to inaczej się do tego wraca niż kiedy ma to formę książki. Wydawało mi się to proste i szybkie przedsięwzięcie. Przez ostatnie miesiące szykując album poświęcony historii bloku operacyjnego zdobyłam trochę doświadczenia, więc pomyślałam: zrobię to. Omówiłam w wydawnictwie szczegóły publikacji i wzięłam się (po kryjomu) do pracy. Kiedy przerzuciłam z bloga wszystkie dotychczasowe strony "Last month" do programu graficznego wyszło mi z tego 1670 stron! Sama byłam zaskoczona ilością. Wiedziałam, że będę zmniejszać zdjęcia i układ strony, ale i tak był ogrom materiału. To co miało być prostą pracą, zaczęło mnie przerastać, a czas leciał. Zadzwoniłam do grafika, z którym pracowałam przy albumie czy by mi nie pomógł w tym przedsięwzięciu. Ileż godzin pracy miał i on i ja. Ile wykonaliśmy telefonów z omówieniem szczegółów i pojawiających się problemów. A czas gonił, a ja musiałam to robić po swojej pracy i w całkowitej tajemnicy. Kiedy grafik siedział po nocy i kończył pracę, to miał mnie już chyba dość i mojego pomysłu :-) Na koniec finalna praca nad okładką i spisem treści. Udało się. Potem jeszcze termin zaklepany w drukarni i klejenie książki. Miała być szyta, ale zabrakło nam czasu i wolnych terminów. Odebrałam ją z drukarni dzień przed naszą rocznicą ślubu. Zdążyłam :-)
Wierzcie mi, to nie jest takie łatwe przygotować książkę do druku w niecały miesiąc, ale udało się. Powstała. 
Mamy pamiątkę.

Liczba egzemplarzy - 1 sztuka
Liczba stron - 563

Wyobraźcie sobie zaskoczenie prezentem i radość mojego męża. 
Warto było.

"A diary from last time" - nasze wspomnienia w formie książki (grubej)

1 praca nad okładką // 2 to nasze zdjęcie wybrałam na okładkę // 3, 4 a tak wygląda w środku

Koniec lipca był bardzo intensywny. W ostatni weekend mieliśmy rozpocząć nasz urlop nad morzem, więc pracy i przygotowań było dużo. Trochę warzywnych zakupów, pakowanie, przygotowania w pracy na moją dłuższą nieobecność i... pralka zepsuta. Czy zawsze tak się dzieje, że pewne rzeczy kończą swój żywot w najbardziej nieodpowiedniej chwili? :-) Zostawiliśmy sobie rozwiązanie tego problemu na powrót i wyjechaliśmy. Razem z kotem. On uwielbia tam być, ale nie znosi jazdy samochodem. Kompletnie nie rozumie czemu go męczymy tym zamknięciem i tym potwornym pojazdem. Za to na miejscu jest przeszczęśliwy. Odwiedza stare kąty i widać, że pamięta to miejsce.

Pięć minut po przyjeździe zaczął padać deszcz. Najpierw drobny, potem coraz intensywniejszy. I tak już padał i padał, ale o tym będzie w sierpniowych wspomnieniach.

Zakupy na wyjazd na wakacje

1 obowiązkowo w czasie wakacji - kukurydza z masłem // 2 nadziewane kwiaty cukinii - lubię je przyrządzać // 3 a gdyby je nadziać? - ale nie tym razem // 4 lubię drożdżówki na słono

Bakłażany to jedne z moich ulubionych warzyw

1, 2, 3, 4 w różu i fioletach

Piękny jesteś karczochu

Karczochy wstawiam też do wazonów jak kwiaty

1, 2 zioła, zioła, zioła // 3 to chyba najlepsza fasolka w mieście // 4 muszę częściej używać mangolda w mojej kuchni

1 piękne i pyszne // 2 brokuły gałązkowe coraz częściej goszczą w mojej kuchni // 3 cena BARDZO atrakcyjna // 4 te buraczki są przepyszne

1 dlaczego wy mi to robicie?, chcę natychmiast wysiąść! // 2 pokonałem to pudło tortur // 3 początek wakacji - niby dzień, ale jakby listopadowy // 4 pada, pada, pada...


A co przyniesie nam sierpień?

Komentarze

  1. Faktycznie świetnie się czyta te podsumowania. Zainspirowała mnie Pani do stworzenia takiej książki wspomnień, bezcenne;) pozdrawiam serdecznie, Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny miesiąc, ale wszystkie Wasze miesiące są zajmujące.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lo, piękne podsumowanie. Tyle miłości w każdej literce. Kocham czytać i zawsze się wzruszam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za Twój komentarz.

Popularne posty